Literatura

2017
Zygmunt Kwiatkowski SJ

Za daleki Bliski Wschód

Bliski Wschód jest kolebką chrześcijaństwa, natomiast świat zachodni, paradoksalnie, wykazuje się dużą ignorancją w sprawach swoich korzeni. Swoją drogą, Europa Zachodnia w dzisiejszym kształcie swoje powstanie datuje dopiero na XVIII wiek, nie powinien więc dziwić fakt, że jej kultura i cywilizacja chcą mieć z chrześcijaństwem jak najmniej wspólnego. Ich fasada pozostaje jednak zanurzona w przełomie antyku i średniowiecza; wciąż stoją katedry i nadal funkcjonują wspólnoty kościelne. Bliski Wschód pozostał natomiast rejonem odpornym na pokusy sekularyzacji, stąd też odzywają się zeń głosy przestrzegające przed emigracją. Bo dokąd trafiają uciekający przed wojną chrześcijanie? Do Szwecji, Niemiec, Norwegii – wszędzie tam, gdzie elity polityczne, za nic mając autentycznie wierzących chrześcijan, kłaniają się w pas dynamicznie rozrastającym się wspólnotom muzułmańskim. Świat zachodni jest więc dla bliskowschodnich wyznawców Chrystusa podwójnym zagrożeniem: po pierwsze, z powodu sekularyzacji i zepchnięcia religii do katakumb, po drugie, z powodu narastających postaw konfrontacyjnych wśród muzułmanów. O sytuacji chrześcijan w tym rejonie pisał już w „Ziarnie i krwi” Dariusz Rosiak, natomiast nieco inne spojrzenie na ten problem ma o. Zygmunt Kwiatkowski, jezuita, który wiele lat pracował w Syrii. To w drodze do Damaszku nawrócił się Szaweł, późniejszy święty, któremu wspólnota chrześcijańska zawdzięcza większość listów apostolskich kształtujących oblicze wczesnego Kościoła. Dzisiaj miasto to, stolica Syrii, jest ogarnięte konfliktem, którego końca nie widać. Według uproszczonej narracji medialnej, przeznaczonej na rynek zachodni, sprawa jest prosta, bo wojna ta toczy się między złym dyktatorem, a dobrymi rebeliantami. W związku z powyższym dobro i zło rozkłada się również pomiędzy dwa mocarstwa – USA i Rosję – zbrojnie popierające obie strony konfliktu. Nie można chyba bardziej sprawy uprościć! Pisał o tym fakcie chociażby Marcin Mamoń w „Wojnie braci”. Wspomina o nim również w „Za dalekim Bliskim Wschodzie” ojciec Zygmunt Kwiatkowski. I stwierdza, że w kolebce swojej wiary najbardziej cierpią dzisiaj chrześcijanie. Wniosek ten wydaje się oczywisty, jednak w politycznie poprawnym świecie Zachodu faktami się gardzi, jeśli tylko nie pasują one do teorii. Co roku na całym świecie ginie za wiarę ponad 100 tysięcy chrześcijan, prawie wszyscy w Azji i Afryce. Syria również dostarcza męczenników. Pamiętając o tych liczbach, nie możemy się dziwić, że książka o. Kwiatkowskiego jest dość pesymistyczna w swojej wymowie. Rejon ten, niegdyś związany z mojżeszowym judaizmem oraz narodzinami nowej religii, jest dzisiaj prawie w 90 procentach krajem islamskim. Chrześcijanie stanowią w nim około siedmiu procent ludności. Do czasów obecnej wojny udawało się utrzymać pokój między wyznawcami Chrystusa, różnymi odłamami muzułmanizmu oraz nielicznymi przedstawicielami innych wyznań. Gdy – wedle cynicznego przekazu medialnego – do Syrii zawitały marzenia o „demokracji”, ten kruchy konsensus uległ rozpadowi. Zaczęto porywać księży i mnichów, zabijać wiernych; do głosu doszli radykalni imamowie i przywódcy rebeliantów. Bojownicy Państwa Islamskiego zaczęli plądrować kościoły, niszcząc figury i profanując miejsca kultu. Ale to właśnie na Bliskim Wschodzie wierzący w Chrystusa nie porzucają swojej religii, trwając przy niej chociażby wbrew nadziei. Jednak nie tylko wojna jest tematem reportażu o. Zygmunta Kwiatkowskiego. „Za daleki Bliski Wschód” jest bowiem tekstem napisanym przez człowieka, który przez wiele lat pracował wśród chrześcijan niezliczonych denominacji. Sam Kościół katolicki na Bliskim Wschodzie reprezentowany jest przez kilka odłamów, a wierni w nich zrzeszeni stanowią jedynie dziesiątą część wszystkich wyznawców Chrystusa. Tworzą więc mozaikę przeróżnych wspólnot, z których większość nie posiada skodyfikowanych przepisów, ale opiera się na przekazywanych z pokolenia na pokolenie tradycjach. Ciekawi również fakt, że bliskowschodni chrześcijanie nie są aż tak bardzo przywiązani do swoich denominacji jak w świecie zachodnim. Normalna jest więc sytuacja, w której w płynny sposób „wędruje się” od odłamu do odłamu. Przy czym zaznaczyć należy, że zdecydowana większość tych wspólnot posiada sukcesję apostolską – protestantów praktycznie się nie uświadczy. Mimo prześladowań (a może właśnie dzięki nim?) i stosunkowo niewielkiego stanu liczebnego Kościół na Bliskim Wschodzie zaskakuje duchowością. To nie zeświecczony luteranizm z pastorkami popierającymi aborcję, albo zachodni katolicyzm flirtujący z herezją, ale pełen ducha organizm. Dlatego też autor wspomina, że tamtejszy ruch charyzmatyczny znajduje się w powijakach. Nie jest po prostu potrzebny. Kościół na Bliskim Wschodzie jest też wspólnotą mocno zorientowaną na gest, na ceremonię a nawet przepych. Co dziwić może pragmatycznych ludzi Zachodu, którzy, jeśli w ogóle są religijni, obywają się bez rozbudowanej symboliki w kulcie, w Syrii i innych państwach tamtego regionu jest normą. Chrześcijaństwo bliskowschodnie jest przecież bezpośrednio związane z cesarstwem bizantyjskim, co widać w wielogodzinnej niespiesznej liturgii, bogactwie szat czy skomplikowanej symbolice gestów. Świat ten, jak pisze autor, jest dzisiaj zagrożony, a nie pomoże mu z pewnością polityka imigracyjna Europy Zachodniej. Nie pomoże mu również wspieranie sił „demokratycznych”. Europa i USA zdają się bowiem nie rozumieć specyfiki tego miejsca i tak naprawdę nie zamierzają pomagać cierpiącym tam chrześcijanom. Bliski Wschód jest dla nich „za daleki”, a problemy wierzących są dla polityków Zachodu abstrakcją. Bo przecież, zdaniem większości europejskich polityków, szczęście w życiu daje nie Bóg, a wysokie zarobki i gwarancja praw mniejszości.

Michał Żarski