Aktualności

Biblioteka Biecz, fot. Szymon Gruchalski / Instytut Książki

Jest stąd, ale potrafi patrzeć z daleka. A z daleka widać inaczej, może więcej. Tak się dzieje, kiedy opuszcza się to, co znane, by zobaczyć inny świat. Karolina Czech urodziła się w Bieczu, studiowała i pracowała w Łodzi. Ale po telefonie od Elżbiety Knapik już wiedziała, że to jest „jej” projekt. – Znałam to miejsce, wiedziałam, że była tutaj synagoga. Ale dopiero później, po liceum. Wcześniej nie. O tym się w Bieczu nie mówiło. Ślady po Żydach były wymazane – opowiada.

To miał być mały remont, który potrwa niedługo. Zamienił się w wielki i kilkuletni. Piotr Dybilas, łodzianin, który wraz z Karoliną pracował nad projektem, chciał, by wpisywał się w światowe standardy biblioteczne. Ale na początku myśl, która im towarzyszyła, była nieco prostsza: jak wszystko upchnąć w tym wcale nie tak dużym budynku. Wiedzieli, że musi być dostępny dla osób niepełnosprawnych, mieć drogi ewakuacyjne, że trzeba stworzyć miejsce dla dużych i małych. No i że biblioteka nie może zaburzać panoramy. Elewacja nie mogła dominować nad architekturą miasta.

– To jest nowoczesny budynek, który ma w sobie piękną historię. Dlatego tak ważne było połączenie nowoczesności i oddanie szacunku temu, co dawne, tradycji. Postawiliśmy na kolory podstawowe, chcieliśmy także, by było tutaj komfortowo.

Akurat siedzimy w miejscu, gdzie funkcjonowały stare szalety, tak samo zabytkowe jak reszta synagogi, łącznik żelbetowy z lat 70. czy brzydkie i bezstylowe elementy dobudowane bezmyślnie – wylicza Piotr Dybilas. Trzeba było to wszystko połączyć w jedno, choć poziomy się różniły i co krok pojawiały się problemy. Schody. Chociaż czasami było ostro, udało im się stworzyć przepiękne różnorodne przestrzenie, dedykowane różnym grupom odbiorców. – Wcześniej ich poznaliśmy – mówią. Wiedzieli, kto będzie korzystał z danej przestrzeni, w jakim jest wieku, co lubi, co może mu się spodobać, inaczej mówiąc, jakie ma potrzeby. Karolina i Piotr: – Mieli się w nich czuć dobrze. Dlatego sala dziecięca jest kolorowa i miękka, w przestrzeni dla większych dzieci też nie brakuje kolorów. Ale nie jest kiczowato czy tandetnie. Panuje minimalizm. Nic nie było wybierane z katalogu i wstawiane na miejsce, wszystko było przemyślane, zmodyfikowane, dostosowane do potrzeb danej grupy odbiorców.

Miejsce dla małych i starszych dzieci jest taką przestrzenią, że można je spokojnie w niej zamknąć i nie rozbiją sobie głowy. Meble są komfortowe, stanowiska komputerowe rosną razem z użytkownikami. Jest miniaula, w której odbywają się występy, czytanie bajek, ale też można się po niej swobodnie turlać i bawić.

Biblioteka, którą stworzyli, nie jest już magazynem książek, lecz miejscem zacieśniania więzi społecznych, poznawania kultury, poszerzania horyzontów, ścigania pasji. Ta biblioteka jest przestrzenią wytchnienia, odpoczynku i zabawy.

– Wchodzę pewnego dnia do maluchów, a tam na schodach pan z synkiem może pięcioletnim okładają się poduszkami. Cudowny widok – mówi Elżbieta Knapik.

***

Fragment reportażu Katarzyny Kachel „Szklane domy. Tak powstawała biblioteka w Bieczu” o bibliotece w Bieczu. Tekst, wraz ze zdjęciami Szymona Gruchalskiego, został wydany przez Instytut Książki w ramach zbioru „Dobre miejsca. Reporterska podróż po bibliotekach”.

Publikację można bezpłatnie pobrać z naszej strony – „Dobre miejsca. Reporterska podróż po bibliotekach”.

Katarzyna Kachel – dziennikarka, współautorka książek, przewodników, kolekcjonerka ciekawych ludzi i opowieści.

Szymon Gruchalski – od 12 lat fotoreporter agencyjny, freelancer, twórca foto i wideo. Fotografuje na największych imprezach sportowych na świecie (np. Tour de France). Uprawia kolarstwo romantyczne.