Literatura

2018

My, chmury

W nowym swym zbiorze, emocjonalnie jakby bardziej stonowanym niż dwa tomy poprzednie (Tam i tu. Didaskalia na marginesach, 2013; Pracownia czasu, 2015) Bogdan Jaremin utrwala jedno z najbardziej nomadycznych i z natury podległych zmienności kapryśnej aury zjawisk. Akcentuje także chmur wszechobecność, za sprawą której zyskują one status świadków rozlicznych przypadków lub przypadłości człowieczego bytu. Przepływają falą znaczeń transcendentnych (zob. pod wspólnym dziurawym płaszczem), aczkolwiek osobowy Bóg pozwala się tutaj rozpoznać głównie poprzez swoje dzieła i znaki pogody (por. czy widziałyśmy Boga?). Zabierają głos po to, aby, jak w pięknym, pisanym poetycką prozą, wstępie objaśnić zasadniczy cel swojej nad nami obecności: „Pragniemy tylko zadawać pytanie: kim jesteście dla siebie samych? Podobno kochacie ulewę i burzę, ale chronicie się przed nimi. Nie ufacie żadnej z nas do końca. Czy słusznie? Obserwujcie, obserwujcie chmury, przeglądajcie się w nas. Mówimy więcej, niż się wam zdaje”. Z tą myślą jawią się, przepływają nad długo żegnanymi przez liryczne „ja” wierszy Jaremina wodami Sanu, nad Mazurami i Warmią, nad gdyńskim falochronem, nad zgiełkliwym stadionem, krakowskim rynkiem, podgdańskim wysypiskiem śmieci, ponad kociewskim pastwiskiem i chatą w zimowych Borach. Nad smutkiem wygnania z kresowej, galicyjsko-ruskiej arkadii dzieciństwa, nad cierpieniem i krzywdą, nad tragedią miast zniszczonych bombami; nad wierszami Kochanowskiego, Mickiewicza, Tuwima, wtajemniczających Jareminowy podmiot w istotę poezji. Gdy stwierdza: „wiele się nauczyłem na lekcjach chmur/ i wagarach liter” (siedzę w klasie), wierzę mu bez najmniejszych zastrzeżeń. Jak wiele się nauczył, dowodzi cała ta niezwykła książka. Aczkolwiek konkretna odpowiedź na pytanie, jakich nauk zaczerpnął najwięcej, wymagałaby trochę obszerniejszych rozważań.
  Powinniśmy je rozpocząć od postawienia pytania o „my”. Tytułowy zaimek użyty w liczbie mnogiej odsyła do uniwersum wszystkich chmur – przeszłych, obecnych, przyszłych. Przeciągają ustawicznie nad naszymi głowami niby ruchome zwierciadła, gotowe do stworzenia więzi, do nawiązywania komunikacji, nie zawsze zresztą werbalnej, bo przecież „samo istnienie jest komunikacją”(od wczoraj nie rozmawiam z tobą). Wpatrują się w nas. A ich wpatrzenie czyni z nas wspólnotę, złączoną w jedno wciąż zmienną jak chmury kondycją. Raz przesyconą mrokiem, innym razem – rozświetloną albo nasyconą półcieniem tylu niedo-pogód. Tę ludzko-obłoczną korespondencję poezja Bogdana Jaremina zaznacza tyleż celnie, co subtelnie.
   Na lekcjach chmur można się także nauczyć właściwego trwania w tu i teraz, zatem – właściwego przeżywania czasu. Generalnie akcją liryczną tego tomiku, w którego tle przemknie się to eros-miłość, to hypnos, rządzi czas teraźniejszy. Kiedy pojawia się czas przeszły, możemy powiedzieć, że (pominąwszy drobne wyjątki) pozostaje on w ścisłym związku z kontemplacją chwili obecnej, pełnej znaczeń rozpoznawanych w akcie wewnętrznego wglądu (zob. nie lubimy ostentacji…) albo spontanicznie objawionych skupionemu umysłowi i oku wpatrzonemu w nieboskłon (por. niepoprawny zdrowy rozsądek). Z pozoru wzniosłe i wyniosłe chmury umieją jednakże zstąpić nisko – do głębi ciała, myśli, nastroju. Zmieniają stan skupienia, nabierają wodnej przejrzystości, rzucają wyzwanie ludzkim skłonnościom do ukrywania wstydliwych prawd. Stawiają przed nami jeszcze jedno zadanie: „pojąć, co w nas jasne, wysokie”. By je wypełnić, trzeba uważnie czytać to, co w górze; interpretować znaki na wysokości, gdzie „wysokie ambicje chmur, świetlistość/ bronią nas przed pustką sumienia, posuchą marzeń/ przed lękiem i bezgłosem pragnień”. I choć skrzętnie rejestruje poeta rozmaite stany pogody lub wahania w międzyludzkich relacjach, zawsze dochodzi do wniosku, że „za puste niebo płaci się suchym życiem” (majowa przelotność?). Cóż zatem czynić, by pozostać świeżym i czystym jak chmury i przejrzystym niby zsyłane przez nie wody? Przede wszystkim należałoby poważnie potraktować wyartykułowany w tych wierszach pogląd, że człowieka, w odróżnieniu od chmury, cechuje moralna sprawczość: „nie jesteś, filozofem płaczu/ perypatetykiem czasu bezsiły/ zawsze butwieją pergaminy, niekiedy gaśnie światło liter/ pod siekierą drwali upada prawo, lecz to ty/ odpowiadasz za wspólne drzewo dobra.” (nie jesteś sam). To chyba najmocniejszy postawiony tutaj postulat etyczny. Być może w ogóle jeden z najmocniejszych, sformułowanych przez autora Pracowni czasu obecnego poetycko już ponad pół wieku, zasługującego na zdecydowanie więcej uwagi niż poświęcono mu dotąd. Teraz także ze względu na graficzny kształt poszczególnych tekstów; zwięzłych, impresyjnych, pośród których nie znajdziemy dwóch wizualnie identycznych, jak nie ma dwóch takich samych chmur. Kto szuka poezji wysokogatunkowej, spoglądającej na świat mądrym okiem, u Bogdana Jaremina z całą pewnością ją znajdzie.

Piotr W. Lorkowski

TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ SOPOTU
Sopot, maja 2018
210 x 140
80 stron
ISBN: 978-83-65662-24-8